Pamiętacie roześmianych i na luzie Patrycję i Adriana? Na reportażu ze ślubu nie skończyła się nasza przygoda. Spotkaliśmy się jeszcze na sesja ślubna w Parku Siedem Drzew, gdzie szczęśliwi i zakochani zdali się zapomnieć o moim istnieniu, a ja przedzierałem się przez zarośla, żeby nie zgubić moich nowożeńców! Zobaczcie efekty sesji ślubnej w Parku Botanicznym Siedem Drzew i zostańcie z nami aż do zachodu słońca
Sesja Ślubna w Parku Siedem Drzew
Jeśli w Restauracji Siedem Drzew istniałaby karta stałego klienta, zapewne bym ją dostał! Albo przynajmniej prywatne miejsce parkingowe czy coś podobnego! W tym sezonie ślubnym, w dokładnie tej lokalizacji, miałem okazję fotografować aż czterokrotnie. Zupełnie nie narzekam i nie szukam urozmaicenia, bo miejsce to, między innymi dzięki Parkowi Botanicznemu, jest jedyne w swoim rodzaju. I niech nie zmyli Was nazwa – Park Botaniczny nie ma siedmiu drzew. Ma jakieś, plus minus, milion siedem. Jeśliby doliczyć różnokolorowe krzewy, kwiaty, pnącza, kłącza i inne zarośla, moglibyśmy dojść do nieodkrytej jeszcze liczby nieskończoności! Zupełnie nie dziwię się, dlaczego Siedem Drzew bezpowrotnie zauroczyło Patrycję i Adriana.
Park Siedem Drzew – cudowne miejsce na sesję!
Jeśli zagłębicie się w historię Parku Botanicznego, dowiecie się, że jego początek tkwi już w latach 50. XX wieku. Pierwotny właściciel działki, pan Władysław, przywiózł na nią i zasadził siedem gatunków drzew – świerk pospolity, sosnę, grab, buk, wiąz, brzozę i modrzew, które prędko poczyniły ekspansję i utorowały drogę dla swoich drzewnych potomków. Voilà – geneza nazwy rozwiązana! Jeśli jesteście ciekawi, jak historia potoczyła się dalej, zapoznajcie się z nią o tutaj. Tymczasem wracam do Patrycji i Adriana i ich sesji poślubnej w Parku Botanicznym.
Spotkaliśmy się w sierpniu, na kilka godzin przed zachodem słońca. Pora schadzki była nieprzypadkowa – żaden szanujący się fotograf nie przegapi sierpniowej złotej godziny i jej miękkiego, romantycznego światła! Jeśli już mowa o przegapieniu – momentami wydawało mi się, że nowożeńcy zapominali o moim skromnym istnieniu lub traktowali mnie jedynie jako narzędzie do naciśnięcia spustu w aparacie. Żeby było jasne – uwielbiam to! Gdy pary śmieją się, przytulają, zalotnie spoglądają (oczywiście nie na mnie :D), raduje się dusza ma! Potrójnie jestem szczęśliwy, gdy mogę fotografować takich ludzi jak Patrycja i Adrian w takich lokalizacjach jak Park Botaniczny! Mam nadzieję, że jeszcze tam wrócę! Moi nowożeńcy z pewnością. W końcu do miejsc, w których przeżyło się tyle niezapomnianych chwil, wraca się z sentymentem.
Kochani Patrycjo i Adrianie, dzięki Wam! A tego, kto jeszcze nie widział efektów sesji poślubnej w Parku Botanicznym, zapraszam do oglądania!